Stemplami Magnoli zachwycałam się już od dłuższego czasu. Niektórzy, co prawda, marudzą, że są nieco hipopotamowate z tymi okrągłymi buziami, ale jeśli ktoś uwielbia muminki, nie będzie w stanie oprzeć się urokowi Tildy i Edwina. Ja się nie oparłam i rok temu kupiłam mój pierwszy - i ostatni jak do tej pory - zimowy stempelek. I tak przeleżał nieużywany niemal cały rok, a ja ani czasu nie miałam, ani ochoty, by zmierzyć się z jego kolorowaniem. Plastykę ostatni raz miałam w szkole podstawowej, czyli wieki temu, zaś Matka Natura nie była zbyt hojna, kiedy przyszło jej obdarować mnie talentami artystycznymi, czyli mówiąc krótko słoń nadepnął mi nie tylko na ucho, ale i na paluchy. Co zresztą widać na załączonym obrazku. Ale mam nadzieję, że po kilkunastu próbach będzie lepiej, bo zabawa jest wspaniała, a kartek świątecznych do zrobienia mam więcej, niżbym chciała...
2 lata temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz