W ILS świętują Międzynarodowy Dzień Scrapbookingu żądając chyba niemożliwego, czyli podania nazwy ulubionej kolekcji papierów ILS. A co jeśli lubi się i Herbaciany Ogród, i Glass of Wine, Chocolatcaffee są zachwycające, a przecież jest jeszcze Rivendell, Amber, nawet te szalone kolorowe zestawy bardzo mi się podobają. Wybranie jednej ulubionej jest więc oficjalnie niemożliwe :) Oczywiście w ostatniej chwili zauważyłam, że nie tylko trzeba dopisać się w komentarzach, ale podać info na blogu, ot, sierota ze mnie...
Niestety, nie mam nic nowego do pokazania, rzeczy zrobione na zamówienie poszły w świat, ale ich z zasady nie wrzucam na bloga, a na własne po prostu nie mam czasu. Mówiąc krótko, praca i jeszcze raz praca. Od rana do wieczora, chwila oddechu i znowu w papiery. Na weekend oczywiście przytargałam całą teczkę, ale dzisiaj się zbuntowałam i postanowiłam złapać trochę oddechu. Na szczęście światełko w tunelu wieszczące koniec harówki coraz bardziej widoczne, więc optymistycznie mam nadzieję, że znajdę niedługo czas, aby zamówione przydasie nie kurzyły się po kątach, tylko dumnie pyszniły na nowych scraptworach :) A znowu ostatnio poszalałam, robienie zakupów działa na mnie wybitnie odstresowująco, poza tym trzeba mieć coś z tej pracy, nieprawdaż? Zamówiłam więc Big Shota i nie mogę się już doczekać, kiedy wpadnie w moje ręce!